- Drangarnir – magiczne miejsce na Wyspach Owczych.
Coraz więcej miejsc na Wyspach Owczych zamyka się na turystów. A przynajmniej tych, którzy nie chcą płacić frycowego. Dostęp do takich miejsc jest bowiem limitowany … portfelem turystów. Oczywiście sprawa jest nieco bardziej skomplikowana i nie można wszystkiego kłaść na karb chciwości właścicieli ziemi, po których przebiega szlak do ciekawego miejsca. Zbyt duża liczba turystów (a przed pandemią Wyspy Owcze były na liście gorących miejsc do odwiedzenia) negatywnie wpływa na lokalne środowisko. Z małej ścieżki robi się szeroka, błotna autostrada po której chodzą dziesiątki turystów. To musi negatywnie wpływać na środowisko. Do tego dorzućmy problem śmieci, schodzenia ze szlaku i okazuje się, że ograniczenie dostępności czasami jest jedynym sposobem na uratowanie lokalnej przyrody. A że przy okazkjji właściciel ziemi trochę zarobi? Tak działa ten świat.
Jednym z takich miejsc jest skała Drangarnir na wyspie Vagar. Skalny łuk i malownicze położenie u ujścia fiordu przyciąga turystów jak magnes. Dostęp – tylko z lokalnym przewodnikiem w określone dni tygodnia. Albo z innym przewodnikiem, który zna właściciela terenu. Ja wybrałem to drugie rozwiązanie – byliśmy bowiem tylko w dwójkę i mieliśmy cało miejsce dla siebie. Samotna podróż do Drangarnir oznacza co do zasady niemałą karę finansową. Właściciel ma bowiem farmę i dom po drugiej stronie fiordu i widzi jak na dłoni wszystkich śmiałków przechodzących przez jego teren. A że nie można się wydostać z tego kawałka ziemi w inny sposób niż wracając tą samą ścieżką, to na powrocie czeka na delikwenta właściciel z „mandatem”. O konieczności wynajęcie przewodnika informują liczne znaki wzdłuż ścieżki, więc o pomyłce nie może być mowy. Taryfa zależy od humoru właściciela.
Aby zobaczyć Drangarnir trzeba iść po zboczach gór przez dwie bite godziny. Wycieczka do łatwych nie należy, a jeżeli spadnie deszcz to zbocza stają się śliskie i czasami błotniste. Ścieżka prowadzi w górę i w dół, aby na samym końcu wystrzelić ostro w górę na krawędzie klifów. Widok na klify jest niesamowity i moim zdaniem przebija widok na Drangarnir.
Niestety, jak to na Wyspach Owczych, tuż po rozpoczęciu naszej wyprawy zaczął padać deszcz i wzgórza pokryły chmury i mgła. Warunki stały się mocno niefotograficzne. I trwały tak aż do zachodu słońca. Nie dane mi było zatem podziwiać Drangarnir i okolic w lepszym oświetleniu. Większość zdjęć, które zrobiłem to mgliste majaki. Ale i tak było warto – zobaczyłem niesamowite miejsce i poznałem dobrego przewodnika – Thomasa, który raczył mnie niesamowitymi historiami z Wysp Owczych. Spędziłem super popołudnie.
Poniżej kilka zdjęć w tonacji bw z wycieczki przedstawiające Drangarnir.
2 komentarze
Co za niesamowity klimat maja te zdjęcia. Bardzo dobrze ze są w odcieniach szarości. Najbardziej do mnie przemawia 1 i 3. Czuję ten chłód. Chyba często musiałeś przecierać szkiełka. Pozdrawiam dziękując za te czarno-białe foto perełki.
Dziękuję. Przyznam, że to było wyzwanie zrobić jakiekolwiek zdjęcia w tamtych warunkach. Tym bardziej się cieszę, że się podobają.