Już ponad pół roku używam aparat Canon R5. Był ze mną na Islandii, na Wyspach Owczych i w kontynentalnej Danii. Mogę się już zatem podzielić kilkoma swoimi spostrzeżeniami. Nie jest to pełna recenzja, ale opinia dotycząca wybranych funkcjonalności czy cech aparatu. Po szczegóły techniczna odsyłam do strony Canona.
Wizjer
Przyznam, że polubiłem wizjer elektroniczny już w R6. Otwarły się bowiem możliwości fotografowania, których wcześniej nie miałem, jako choćby zdjęcia nocne z dokładnym kadrowaniem. Oczywiście widać różnice w porównaniu do wizjera optycznego, ale dopiero przy słabym świetle. Pojawia się wówczas efekt smużenia i przesunięcia. Ale z drugiej strony, w porównaniu do wizjera optycznego, coś widać. Przy normalnym świetle nie widzę większych różnic na niekorzyść wizjera elektronicznego.
Podgląd zdjęć
Wspaniałym (dla mnie) rozwiązaniem jest możliwość podglądu zrobionego zdjęcia bezpośrednio w wizjerze (taką opcję ma też R6). Jest to szczególnie ważne, gdy fotografuję w ostrym świetle, kiedy podgląd zdjęcia na tylnym ekranie jest utrudniony. A tak wystarczy przyłożyć oko do wizjera i mogę do woli analizować zdjęcie bez względu na warunki oświetleniowe. Oczywiście mogę je powiększyć, wyświetlić histogram i inne dane. W praktyce, dzięki tej funkcji tylny ekran mam przez 90% czasu zamknięty, co pozwala na dodatkowe oszczędzanie baterii ( i dodatkowo go chroni).
AF
AF w R5 to całkowicie inne doświadczenie (w porównaniu do 5D mark IV). Punkty AF pokrywają prawie cały wizjer, co niesamowicie ułatwia ustawianie ostrości na dowolnym punkcie kadru. Koniec z przekadrowywaniem. Wystarczy ustawić kadr, joystickiem wybrać punkt ostrość i nacisnąć lekko spust “migawki”. Ustawianie ostrości w ten sposób jest bardzo szybkie. Do wyników ustawienia ostrości nie mogę się przyczepić. Praktycznie nie mam nieostrych zdjęć. Oczywiście piszę głównie o krajobrazu, gdzie z zasady obraz jest nieruchomy. Ale przy zdjęciach rodzinnych też nie narzekam – choć przyznam, że rzadko jeszcze korzystam z zaawansowanych funkcji ustawiania ostrości – muszę się ich jeszcze nauczyć.
Matryca
Matryca jest z tych większych. Ma aż 40 MB co czyni ją jedną z większych w stajni aparatów Canona. Ma to jeden niezaprzeczalny plus – można z takiej matrycy swobodnie kadrować bez większego wpływu na jakość kadru. Co prawda rzadko kadruję, ale cieszy taka możliwość.
Z drugiej strony większa matryca oznacza większe pliki. I to widać. Jeden RAW potrafi ważyć 51 MB. I to czuć na komputerze. Większa liczba zdjęć od razu przekłada się na ilość zajętego miejsca na dyskach. Więc przesiadka na R5 przy niewielkiej przestrzeni dyskowej na komputerze oznacza kolejną inwestycję w przestrzeń.
Oczywiście można ustawić zdjęcia RAW w gorszej jakości. Wtedy waga jednego pliku spada. Ale nie widzę w tym jakiegokolwiek sensu (może poza zdjęciami seryjnymi).
Matryca bardzo dobrze odwzorowuje kolory. Zdjęcia nie mają zafarbów kolorystycznych, nie ma problemu z zielenią. Wszystko wygląda jakby ładniej :-).
Karty
Aparat ma dwa sloty na karty pamięci – jeden na SD, drugi na CFexpress. Ten drugi format jest jeszcze mocno w powijakach jeśli chodzi o dostępność cenową. Karty są bowiem bardzo drogie. Np. karta Sandisk o pojemności 64 GB kosztuje prawie 800 PLN. Osobiście szkoda pieniędzy na takie karty w przypadku, gdy nie filmuje i nie jestem w stanie wykorzystać szybkości tego nowego formatu. Wolałbym jednak układ z 5D Mark IV – jeden slot na kartę SD, drugi na zwykły CF, ewentualnie oba sloty na karty SD jak to ma miejsce w przypadku R6. Co prawda karty SD uważam za mniej trwałe od CF (mechanicznie). Ale jest jak jest. Rozumiem potrzebę szybkiego zapisu ze względu na rozbudowane funkcje filmowania i konieczność zapisu w krótkim czasie olbrzymich ilości danych.
Korzystam z kart SanDisk SD Extreme Pro SDXC UHS-I 64 i 128 GB z prędkością do 170 MB/s i w zupełności mi to wystarcza. Jestem jednak świadomy, że przed kolejną wyprawą będę musiał kupić co najmniej jedna kartę nowego formatu CFexpress. Inaczej jakakolwiek awaria slotu SD pozbawi mnie aparatu. O backupie już nie wspominam.
Stabilizacja
Aparat zapewnia stabilizację aż do 8 stopni EV co jest bardzo dobrym wynikiem. W praktyce wiele zdjęć na krótkich czasach spokojnie można robić z ręki. Bardzo to doceniam. Rozstawianie statywu nie zawsze bowiem jest możliwe albo szybkie.
ISO
Na wysokim ISO fotografuje właściwie tylko zorze polarne i nocne niebo. W pozostałych przypadkach bardzo rzadko ISO na aparacie jest wyższe niż 800. Muszę przyznać, że do poziomu 800 ISO w zasadzie nie widzę szumów. Nawet przy 1600 ISO są one w zasadzie niezauważalne. Dopiero przy wartościach 3200 ISO i wyższych szumy zaczynają być widoczne. Z mojego punktu widzenia (i zdjęć krajobrazowych) wyzwania jakie stawiało kiedyś ISO jest już pomijalne.
Menu
Jak to u Canona – bardzo intuicyjne, z możliwością stworzenia własnego podręcznego menu obejmującego najważniejsze dla nas funkcje.
Bateria
To jest niestety największa bolączka R5. Aparat jest bardzo prądożerny i trzeba być na to przygotowanym. Canon wprowadził ostatnio baterie o nieco większej pojemności – model LP-E6NH. Mają on 2130 mAh pojemności, czyli o 14% więcej niż baterie LP-E6N stosowane np. w Canon 5D Mark IV. Niestety taka pojemność nadal nie jest wystarczająca przy intensywnym fotografowaniu i nie starcza mi nawet na jeden dzień intensywnych zdjęć krajobrazowych. W przypadku Canon 5D Mark IV był to raczej standard. Stąd konieczność noszenia dodatkowych baterii i dbania o ich ładowanie. Niestety cena nowej baterii jest z tych zaporowych – prawie 500 PLN za baterię to za dużo (z zamienników na razie nie korzystałem). Na szczęście do R5 pasują również starsze modele baterii LP-E6N.
Sam R5 obsługuje ładowanie baterii w standardzie PD przez łącze USB-C. Można zatem ładować baterię bezpośrednio w aparacie. Na razie z tego rozwiązania nie korzystałem, ale powerbank w standardzie PD już mam :-).
Prądożerność Canona powoduje, że na razie nie sprzedaję swojego 5D Mark IV. Aparat będzie miał jeszcze swoje 5 minut na kilku wyprawach, gdzie prąd z gniazdka nie będzie dostępny.
GPS
R5 nie ma niestety wbudowanego GPS, tak jak w przypadku Canon 5D Mark IV. Dla mnie to jest bardzo duża wada tego aparatu. Oczywiście istnieje możliwość sparowania aparatu ze smartfonem za pośrednictwem bluetooth. W ten sposób aparat zapisuje współrzędne geograficzne pobrane ze smartfona z włączoną lokalizacją. Z moich testów wynika jednak, że ok. 40% zdjęć nie ma tych danych, połączenie zrywa, każde wyłączenie aparatu (co jest zasadne biorąc pod uwagę słabą baterię) też często powoduje zerwanie połączenia. Sam aktywny bluetooth też trochę prądu pobiera, choć nie zauważyłem, aby to były znaczne wartości. Do tego dochodzi jeszcze drenaż baterii smartfona z włączoną lokalizacją. Jednym słowem – słabo.
Od aparatu tej klasy i za tą cenę oczekiwałbym wbudowanego GPS. Kupiłem używany zewnętrzny odbiornik GP-E2. Szukam drugiego do R6.
Odchylany tylny panel LCD
Obecnie to oczywiste rozwiązanie w wielu aparatach. W 5D Mark IV go jednak nie uświadczysz co w wielu przypadkach bardzo utrudnia fotografowanie. Więc cieszę się z tego, że ta funkcjonalność trafiła do serii R.
Leave a reply