Podczas zimowych ferii w Kuusamo spędziłem cały dzień w czatowni „polując” na różnego rodzaju ptaki. Była to moja pierwsza wizyta w takim miejscu. Nie fotografuje w zasadzie paktów czy zwierząt. Stąd nie obiecywałem sobie wiele po zdjęciach. Ważniejsze dla mnie było móc popatrzeć na ptaki naprawdę z bliska. Liczyłem przede wszystkim na orła przedniego, którego nie widziałem nigdy na oczy.
Tego dnia nie było zimno – jakieś minut 7 stopni. Niebo zasnute niestety chmurami. Od czasu do czasu padał lekki śnieg. W kryjówce byłem tuż przed zachodem słońca. Czatownia to tak naprawdę sklejone z desek i płyt niskie pomieszczenie, które, w mniej czy bardziej komfortowych warunkach, pozwala obserwować i fotografować ptaki. Poza mną i moim przewodnikiem w naszej czatowni nie było nikogo. Było nawet ciepło – mieliśmy piecyk opalany gazem. Pozostała warunki raczej z tych spartańskich. Do picia kawa i herbata przyniesiona w termosach. Do jedzenia – zimne kanapki zrobione przez Najwspanialszą z Żon. Niewygodny fotel. I tak bite wiele godzin do 16.00 wpatrując się w wycinek świata przez wizjer aparatu z teleobiektywem.
Oczywiście cała przestrzeń przed czatownią jest w pewien sposób zaaranżowana. A tu stoi palik, na którym mogą siadać mniejsze ptaki, a tu wbita w ziemie stara gałąź potrafiąca utrzymać orła. Dużo czystej przestrzeni. Las w tle. Wszystko na dodatek pokryte białym puchem. Wokół cisza. Nie dochodzi żaden odgłos poza głosami zwierząt i dźwięków ruszających się drzew.
Ptaków było mnóstwo. Od dzięciołów po sikorki. Niektórych nie potrafiłem nawet zidentyfikować.
O 13.00 nagle na ziemi pojawił się olbrzymi cień i już po chwili nad nami przeleciał pierwszy z orłów – samiec. Momentalnie wszystko ucichło. Mniejsze ptaki, które do tej pory harcowały na gałęziak znikły i zamilkły. Orzeł usiadł sobie na wysokim drzewie i obserwował. Było coś magicznego w tym momencie przylotu. Wielki drapieżnik pojawił się w naszym świecie. Wiedziałem, że za jakiś czas pojawi się drugi orzeł – samica. Ustawiłem sobie zatem kadr aparatu w odpowiednim miejscu i czekałem na pojawienie się samicy. Wreszcie, po kilkunastu minutach wyczekiwania kątem oka dostrzegłem wielkiego ptaka. Nacisnąłem spust migawki i klatki zaczęły lecieć jak szalone. Samica wylądowała tuż przy samcu. No i tak siedzieli sobie wspólnie przez kolejne minuty obserwując okolice. Wreszcie samica zdecydowała się zlecieć niżej i na ten moment też czekałem z odpowiednio ustawionym aparatem.
Poniżej trzy zdjęcia wybrane w wielu zrobionych tego dnia. Pamiątkowe raczej. Światło nie dopisało, było całkiem ciemno. Uczyłem się dopiero ustawień aparatu na tak szybkie zwierzęta. Musze powiedziećjeo – Canon R5 wymiata.
Leave a reply