I stała się rzecz okropna: w miarę jak głos mówił, słońce traciło blask. A wraz z ostatnim słowem zrobiło się ciemno jak w nocy. Na niebie zaiskrzyły się gwiazdy, a zamiast słońca stał czarny krąg otoczony obrączką płomieni. Niezmierny krzyk wydarł się ze stu tysięcy piersi.
Bolesław Prus – “Faraon”
Turystyka zaćmieniowa nigdy nie budziła mojego zainteresowania. No bo jeździć po całym świecie tylko po to, aby zobaczyć jak Księżyc przysłania Słońce? Wolne żarty.
Na szczęście człowiek się zmienia i ta zmiana dotknęła również mnie. Do tej pory widziałem kilka zaćmień Słońca – wszystkie one były jednak zaćmieniami częściowymi. Brakowało kropki nad “i” i zaćmienia całkowitego.
Do niedawna nie zakładałem jednak, że trzeba to koniecznie zobaczyć. Gdyby tak było, to no cóż, już bym takie zaćmienie widział.
Jak wiecie jestem wielkim fanem astronomii, również tej obserwacyjnej. Wrócę kiedyś do tego hobby i do obserwacji nieba. Na co dzień jednak czytam wiele o tym co się w astronomii dzieje. A dzieje się naprawdę dużo.
I tak właśnie w zeszłym roku dostałem newsletter od ESO czyli Europejskiego Obserwatorium Południowego z niezwykłą informacją. W lipcu AD 2019 miało bowiem dojść do całkowitego zaćmienia Słońca w Chile i to zjawiska będzie można oglądać z obserwatorium La Silla, przez które – jak się szczęśliwie złożyło – przebieg pas całkowitego zaćmienia. Ale to nie wszystko. Co do zasady wstęp do obserwatorium jest ograniczony. Ale tym razem ESO postanowiło umożliwić oglądanie zaćmienia Słońca właśnie z terenu obserwatorium, w otoczeniu nowoczesnych teleskopów i ich kopuł. Trzeba było jedynie kupić bilet. Tych biletów na cały świat było ok. 300 i można je było kupić wyłącznie przez Internet o określonej porze.
Pomyślałem sobie, hm, Chile zimą z zaćmieniem Słońca na pustyni Atacama. A może do tego dołożymy Wyspy Wielkanocne i Patagonię? Co prawda tam jest wtedy zima, ale szybki rzut oka na średnie temperatury w lipcu przekonał mnie, że to jest do zrobienia. Dodatkowo w lipcu są w Polsce wakacje i wizyta w Chile rozwiąże po części problem gdzie jechać na wakacje z dziećmi.
Nie musiałem długo przekonywać mojej Żony do takiego planu. Odpowiednia dawka zdjęć i opisów zrobiła swoje. No i to, że w takich miejscach będziemy z naszymi Chłopakami, a ja na dodatek pokaże im kilka miejsc, które odwiedziłem podczas swojej fotograficznej wyprawy do Patagonii w 2012 roku.
Trzeba było jeszcze kupić te bilety. To było kluczowe.
Bilety miały zostać udostępnione do sprzedaży w piątek, 13 lipca o godz.13.00. Na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Zablokowałem sobie zatem ten termin w kalendarzu. Przygotowałem się szczegółowo do zakupów. Nie wiedziałem jakie dane będą potrzebne, więc na wszelki wypadek zgromadziłem wszystkie. A numer karty kredytowej wpisałem w notatniku i wrzuciłem do schowka, aby ją można było wkleić do okienka, a nie mozolnie przepisywać. Nadeszła godzina zero. Po kolejnym odświeżeniu strony ESO pojawiła się opcja zakupu. Wszystko trwało może z 60 sekund i po chwili klikałem już przycisk “submit”. Zrobione. Na maila przyszła wiadomość, że zostałem szczęśliwym posiadaczem 4 biletów na zaćmienie słońca w obserwatorium La Silla. WOW!
Ale to było w lipcu. Wiele wody jeszcze upłynęło nim postawiliśmy swoje stopy na chilijskiej ziemi (z przygodami a jakże – AVIS wstydźcie się! Do wszystkich wybierających się do Chile – unikajcie tej wypożyczalni samochodów jak ognia).
A więc po kolei. Zamieszkaliśmy a La Serenie – najbliższym mieście. Do obserwatorium mieliśmy ok. 2h drogi. Wszystko zaczynało się już od 8.00, ale organizatorzy sugerowali stawić się przed 10.00 gdyż później przewidywali olbrzymie korki na drogach – w różnych miejscach po drodze organizowano bowiem publiczne obserwacje zaćmienia. O 10.00 byliśmy zatem pod obserwatorium. Skąd po rejestracji zawieziono nas busem do samego obserwatorium, które rozciąga się na ok. 2400 m n.p.m. (więcej o samym obserwatorium możecie przeczytać pod tym linkiem). Dostaliśmy specjalne opaski uprawniające nas do darmowej wody, napojów i przekąsek. Dodatkowo, ze względu na politykę zero plastiku, otrzymaliśmy metalowe bidony na wodę z logiem ESO. Cała rejestracja i dowóz nastąpił bardzo sprawnie.
Na miejscu mogliśmy podziwiać kopuły olbrzymich teleskopów. Niektóre z nich można było nawet zwiedzać z przewodnikiem. Skorzystaliśmy z takiej okazji i zobaczyliśmy teleskop nowych technologii – NTT. To było niesamowite przeżycie oglądać z bliska takiego kolosa (a nie jest to największy teleskop na świecie – nawet nie średniak). Lustro wyglądało jak płynna rtęć. A sam sprzęt obserwacyjny był chłodzony do minus 200 stopni Celsjusza.
W jednym z budynków obserwatorium były też prowadzone wykłady o astronomii. My wysłuchaliśmy ciekawego wykładu o nowych projektach teleskopów (np. teleskopu z płynnym lustrem z rtęci – niesamowite!).
Wszędzie otaczały nas kopuły mniejszych i większych teleskopów, a nad wszystkim górował teleskop o średnicy lustra 3,6 metrów (nie ma niestety swojej nazwy).
W postawionym namiocie można było napić się kawy (to organizatorom akurat nie wyszło – była okropna) i zjeść przekąski.
Powoli wszystkim udzielał się nastrój wydarzenia. Zaczęliśmy zatem szukać jakiegoś dobrego miejsca obserwacyjnego. Z widokiem na zaćmienie i kopuły teleskopów. Nie było to trudne, gdyż do naszej dyspozycji było naprawdę dużo miejsca. Zajęliśmy zatem miejsca przy barierce z dobrym widokiem. Powoli wokół nas zaczęli pojawiać się inni ludzie. Niektórzy z dużymi i małymi teleskopami. Jeszcze inni z długimi obiektywami, a jeszcze inni z małymi kamerami Gopro. Różnorodność sprzętu była niesamowita. Kilka razy słyszeliśmy też polski język. O dziwo, dzieci było jak na lekarstwo.
Przed pierwszym kontaktem czas umilił nam zespół Steve Rothery & Friends, który zagrał kilka fantastycznych kawałków grupy Marillion. Super to wypadło – zespół stał pod czaszą olbrzymiego radioteleskopu SEST. Wszystko wyglądało bardzo industrialne i kosmicznie zarazem. Zresztą zobaczcie sami.
Show rozpoczął się o godz. 15:23:51, kiedy to po raz pierwszy krawędź Księżyca “dotknęła” krawędzi Słońca. Zaczęło się odliczanie do fazy całkowitej. Czuć było coraz większą doniosłość tego wydarzenia.
Przy zakryciu ok. 90% zaczęło się wyraźnie ściemniać. Pojawiły się długie cienie, kolor nieba na horyzoncie zaczął się zmieniać na wściekły róż, fiolet i niebieski. Było coraz ciszej. Pojawiły się pierwsze gwiazdy południowego nieba.
Przy 99% zakrycia zrobiło się już naprawdę ciemno, a niebo na horyzoncie wyglądało niesamowicie.
Aż przyszła faza całkowita. A tuż przed nią pojawił się diamentowy pierścień będący ostatnim błyskiem promieni słonecznych. Nie sposób tego opisać. To trzeba zobaczyć. Ludzie zaczęli krzyczeć i klaskać z wrażenia. Zrobiło się ciemno. Na niebie królowało oko Saurona, nisko na horyzoncie. Było to przepiękne, coś niesamowitego. Wszyscy ściągnęli okulary ochronne i zaczęli wpatrywać się w to niesamowite zjawisko. Nie mogliśmy uwierzyć w to co widzieliśmy.
Pojawiła się oczywiście korona słoneczna. Nie była spektakularna, ale mimo to robiła wrażenie i była doskonale widoczna bez sprzętu. Przez chwilę migały też tzw. perły Baily’ego. Są to promienie słońca przedzierające się pomiędzy księżycowymi szczytami i dolinami. Piękne zjawisko. Wreszcie przez sprzęt można było zauważyć protuberancje czyli pióropusze materii uwięzione w liniach słonecznego pola magnetycznego. Nie było ich jednak zbyt wiele.
Poniżej prezentuję kilka zdjęć, które wykonałem podczas tych najważniejszych minut. Przydałby się jeszcze jeden statyw na drugi aparat z szerokim obiektywem. Ale to na przyszłość.
Podziwiałem zjawisko, rozmawiałem z Anią i Chłopcami, robiłem zdjęcia, nagrywałem time-lapse kamerą Gopro. Dwoiłem się i troiłem. A czas płynął.
Do obserwatorium przyleciał prezydent Chile. Było również wielu innych znamienitych gości, również z ESO. Warto bowiem dodać, że zaćmienie było jedną z najważniejszych imprez składających się na 50 lecie istnienia ESO. Ależ rocznica i ależ wydarzenie!
Wreszcie znowu pojawił się diamentowy pierścień i faza całkowita się zakończyła. Oglądaliśmy dalej jak księżyc przesuwa się na tle słońca, aż do końca spektaklu.
Długo jeszcze chodziliśmy sobie po terytorium obserwatorium. Aż zgasło słońce, pojawiły się gwiazdy na niebie, a otaczające nas zewsząd kopuły teleskopów zaczęły się otwierać i nastał czas obserwacji.
Pozostał nam powrót do La Serena. Jechaliśmy … 5h. Wlokąc się w olbrzymim korku. Całe Chile przyjechało bowiem do pasa całkowitego zaćmienia. Ale było warto. A nasz czas w Chile dopiero się zaczynał!
Musze przyznać (jest to również zdanie Ani i Chłopców), że było to jedno z naszych najbardziej mistycznych doświadczeń w naszych życiach. Coś przepięknego. Nie tylko sama całkowita fazę zaćmienia, ale oglądana w takich okolicznościach i w takim towarzystwie (rodzinnym).
Już planujemy kolejne takie wydarzenia – USA i … Chile (ponownie) – szykujcie się.
Więcej o samych zaćmieniach słońca – pod tym linkiem (pdf).
W odrębnym wpisie napisze o sprzęcie, który użyłem do sfotografowania tego zaćmienia i o moich błędach :-).
3 komentarze
Artykuł o błędach powstał? Bo w ramach przygotowań do tegorocznego zaćmienia ja chętnie o nich poczytam. Lepiej się uczyć na cudzych ;)
Będzie wkrótce, może nawet w weekend, gdyż też muszę odświeżyć temat przed wyjazdem :-).
Ja się przypomnę delikatnie ;)