Wysyp zdjęć zaćmionego Księżyca przetoczył się już w sieci, pora zatem pokazać swoje własne zdjęcia :-).
Tytułem pisanego wstępu – zaćmienia nie miałem w ogóle oglądać. Wyjazd Najwspanialszej z Żon na konferencję w zasadzie uziemił mnie w domu. A przecież nie pojadę z dwoma malcami na pół nocy gdzieś na łąki. Od razu odebraliby mi prawo do opieki. Ale ostatecznie udało się. I oto stanąłem o 2 w nocy na rogalińskich łąkach. Niebo gwiaździste nade mną. Termos w ręce. Księżyc rzeczywiście jakby nieco większy i świeci pełną mocą. I żywego ducha. Do zaćmienia było jeszcze sporo czasu, więc skorzystałem z gorącej herbaty. Myślałem, że na łąkach o tej porze będzie mnóstwo ludzi, ale byłem w błędzie. Do końca byłem sam jak palec wśród dębów. Gdzieś tam tylko daleko, na obrzeżach mignął mi dwa razy samochód. I to tyle.
Nie lubię samemu stać po nocach. Nic w tym ekscytującego. Za dużo miałem różnych nocnych przygód w czasach, kiedy jeszcze oglądałem niebo przez teleskop. Ale jakoś trzeba było tą nockę przeżyć. Dobrze, że nie było silnej mgły. Choć czasami wypełzała z niedalekiej Warty i sunęła po trawach.
Jak tylko pomyślałem o zaćmieniu, to wybór Rogalinka był dla mnie oczywisty. Czerwony księżyc pośród majestatycznych, starych dębów. Wspaniałe połączenie. Nie tak łatwe jednak do zrealizowania.
Zapraszam zatem na kilka zdjęć z całego zaćmienia.
Leave a reply