Monument Valley trzeba zobaczyć. Myślę, że każdy z nas kojarzy te olbrzymie skały z licznych westernów. A nawet jeśli nie oglądacie westernów, to kojarzycie dolinę w kultowego filmu „Forest Gump”.
Dolina należy do Indian Navajo i jest parkiem narodowym tego plemienia. Jest to święte miejsce, o bardzo bogatej historii. Kiedyś było to dno oceanu. Na jego dnie odkładały się osady. Trwało to miliony lat. W pewnym momencie (trwało to oczywiście bardzo długo z punktu widzenia życia człowieka), ocean zniknął i pozostał czerwony piaskowiec. I zaczął się proces erozji, który trwa do dzisiaj. Woda i wiatr wymyły znaczną część osadów pozostawiając nieco trwalsze skały. Skały te nazywamy buttes i messa. Są to izolowane wzgórza ze stromymi, pionowymi bokami i płaskimi górami, wznoszące się nad pustynią. Jedyną różnicą między messa a butte jest ich rozmiar. Butte jest wyższy niż szeroki, podczas gdy mesa jest znacznie większą i często nieco niższa.
Monument Valley stało się sławne dzięki filmowi Johna Forda „Dyliżans” z Johnem Wayhne’em w roli głównej. Ford nakręcił w dolinie jeszcze 6 filmów, co spopularyzowało to miejsce w świadomości Amerykanów. Monument valley stało się synonimem Dzikiego Zachodu.
Nie będę opisywał samej doliny i możliwości jej zwiedzania – są lepsze strony. Trzeba jednak wiedzieć, że park nie nest dostępny nocą. Nie można sobie zatem o tak pojechać na wschód słońca i podziwiać formacje skalne oświetlane przez wschodzące Słońce. Widok z parkingu jest oczywiście dostepny, podobnie jak z drogi, ale mówimy tutaj o wschodzi słońca z centrum parku, a nie z jego obrzeżach. jedyne rozwiązanie to wynajęcie certyfikowanego przewodnika z plemienia Navaho. Tak też zrobiliśmy, co pozwoliło nam zobaczyć park z miejsc niedostępnych turystom.
Totem Pole w Monument Valley
Spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem w środku nocy i Toyotą 4×4 zaczęliśmy przebijać się przez drogi i dróżki parku. Jako że nie ma tam asfaltu, to rzucało nas we wszystkie strony i gdyby nie napęd 4×4 to przygoda zakończyłaby się na pierwszej wydmie. A tak dotarliśmy po kilkunastu minutach do pierwszego miejsca, z którego mieliśmy podziwiać wschód słońca – Totem Pole and Yei Bi Chei. Jak na złość chmur znowu nie było, a dzień przed naszym przyjazdem do Doliny, niebo pokrywały piękne chmury. Totem grał w wielu filmach i można go zobaczyć z ogólnodostępnej trasy, ale nie pod tym kątem i z tak bliska. Skały wznoszą się nad wydmami i tworzą przepiękny obraz. Choć bardziej to miejsce może zagrać na zachód Słońca, niż na wschód, gdyż Słońce wschodzi za skałami.
Buttes
Jak tylko Słońce wyskoczyło znad horyzontu, to zaczęło oświetlać skały, zarówno te w oddali, jak i te najbliższe. Zabrakło chmur dla większej plastyczności obrazu, ale widoki i tak były przecudne i warto wstać w środku nocy. Jeszcze chwilę przed wschodem skały zaczęły czerwienieć, a chwilę po wschodzie zaczął się pojawiać mocno czerwony kolor, aby po jakimś czasie zamienić się w pomarańcz. Nie było wiatru, otaczała nas wszechobecna cisza. Lubię fotografować w takich warunkach.
Pustynia i wzory
Dno doliny jest pustynią i to widać. Mnóstwo piasku i wydm. Wiatr kreuje w nich przeróżne wzory, a roślinność próbuje przetrwać niedogodne warunki do życia. Oczywiście nie sposób było oprzeć się takim obrazom – kadry samie się prosiły. Światło było coraz silniejsze, ale zaczęło oświetlać dno doliny co dało doskonałą okazje na fotografowanie z pierwszym planem.
Ear of the Wind
światło zaczęło się robić coraz silniejsze i zmieniliśmy miejscówkę. Po kilku minutach dotarliśmy do przepięknego łuku skalnego zwanego Ear of the Wind. Można się domyślić, dlaczego tak się nazywa. Nie było wiatru, więc nie mieliśmy okazji posłuchać, ale miejsce jest naprawdę fantastyczne i żadne zdjęcia tego nie oddadzą.
Leave a reply