Najpierw cała krew odpłynęła mi z twarzy. Potem zacząłem nerwowo ruszać nogą, co mi się normalnie nie zdarza. Ręce drgały w spazmach nerwowo klikając myszką. STOP! To nie może być prawdą! Kliknąłem „Start”, aby zrestartować komputer (ta przewrotność pana Gatesa zawsze mnie urzekała). „Potrzeba mi wina” pomyślałem sobie i czym prędzej udałem się do kuchni. Po chwili dźwięk wypełniającego się kieliszka (z tych większych) rozszedł się po kuchni. Łyk Carmenere przywrócił mi wiarę i czym prędzej wróciłem do gabinetu.
Tymczasem komputer odżył na nowo, a cichutkie pomrukiwanie dochodzące z obudowy potwierdzał gotowość do pracy. Kilka kliknięć myszą potwierdziło jednak moje podejrzenia. Z głównego dysku wyparowały prawie wszystkie pliki graficzne, całe archiwum obejmujące zarówno skany ze slajdów jak i pliki z aparatu cyfrowego!!!! Pal sześć skany – te można odtworzyć, ale wizja utraty pierwszych dwóch lat z życia Syna przeraziła mnie do cna. Nie mówiąc już o cyfrowej Grenlandii.
Na szczęście w szufladzie stał sobie dysk zewnętrzny, który zawierał kopię zapasową archiwum. A w pracy stoi jeszcze jeden taki dysk. Wiedziałem zatem, że nie utraciłem wszystkiego. Problem w tym, że ostatni backup robiłem w sierpniu, a od tego czasu przybyło trochę zdjęć na dysku głównym. Zacząłem dochodzenie. Prawniczy umysł bardzo szybko skojarzył pewne fakty i ustalił graniczne daty :-). Przedwczoraj jeszcze pracowałem na plikach które zniknęły, a wczoraj uruchomiłem program do robienia kopii zapasowej. Przejrzałem logi i wyszło na to, że to właśnie program do robienia kopii zapasowej (GFI Backup 2009) najprawdopodobniej skasował wszystkie pliki z dysku głównego, które miał już w archiwum. Na szczęście nie tknął tych, które nie zostały jeszcze (przez niego samego) przeniesione do archiwum. Sprawdziłem wszystkie foldery i wyglądało na to, że archiwum na dysku zewnętrznym jest nieruszone. Po dwóch godzinach wszystkie pliki na dysku głównym zostały odtworzone. Kamień spadł mi z serca.
Zacząłem się zastanawiać, czy mój system archiwizowania się sprawdził? Niby tak, bo pliki mam uratowane. Ale z drugiej strony najprawdopodobniej zawiódł najważniejszy jego element – czyli sam program archiwizujący. Musze chyba zatem pomyśleć nad nowym programem. W grudniu zmieniam komputer – warto może pomyśleć nie tylko o RAID 0, ale może i 0+1? A może zostać przy RAID 0, a kopię oprzeć na dyskach zewnętrznych na USB 3.0? Tylko jaki program do archiwizacji?
P.S. na zdjęciu powyżej – prawdziwy Strażnik :-)
Leave a reply