Wstaliśmy ostro przed wschodem. Bliskość wodospadu Godafoss dodawał nam sił. Trzeba było jeszcze spakować namiot i cały sprzęt biwakowy. Po 40 minutach ruszyliśmy nad kanion. Od miejsca noclegu do wodospadu mieliśmy może z 200 metrów, więc nie była to długa wycieczka. Pomimo lekkiego półmroku, wodospad był naprawdę okazały i prezentował się wspaniale. Dwa potężne koryta zapewniały olbrzymi ilości wody. Do tego wszędzie wokół widoczne były małe kaskady. Miód malina. Nad horyzontem niestety wisiały ciężkie, śniegowe chmury. Spektakularny wschód nie był nam zatem dany. Skupiliśmy się zatem na zdjęciach. Na szczęście drugi brzeg jest równie łatwo dostępny, a nawet ciekawszy, gdyż można zejść nad samą wodę.
Nad wodospadem trochę zamarudziliśmy. Po zaspokojeniu fotograficznego głodu zaspokoiliśmy ten bardziej podstawowy- czyli umyliśmy się :-). Zaczęło padać. Prognozy nie były zachęcające. Zgodnie z planem ruszyliśmy jednak dalej – do nieodległego miasteczka nad jeziorem Myvatn. Jest to, podobnie jak Błękitna Laguna niedaleko Rejkiawiku, miejsce z dużą aktywnością geotermalną. Jest bardzo kolorowo – odpowiedzialne są za to różnego rodzaju pierwiastki i ich związki. Liczyliśmy zatem na kolorowe zdjęcia :-).
Pogoda cały czas się jednak pogarszała. Krótkie głosowanie w samochodzie i po chwili rezerwowałem już miejsce w pobliskim hoteliku. Dostaliśmy pokoje w skromnych, czystych domkach i olbrzymią kuchnię z pokojem dziennym. Prawie nikogo nie było – nie jest to przecież szczyt sezonu. Szybko zaspokoiliśmy głód i ruszyliśmy do Krafli oraz Namaflall – ciekawych miejsc geotermalnych. Niestety pogoda kompletnie nie dopisała. Prawie wszystkie zdjęcia poszły do kosza. Do tych które zostały muszę jeszcze dojrzeć. A mogło być tak kolorowo (jak na poniższym zdjęciu).
Wieczorem już mocno padało, więc zachód spędziliśmy w pokojach prowadząc Polaków nocne rozmowy. Nie zabrakło Taliskera :-).
Leave a reply