Wróciłem właśnie z fotograficznej podróży do USA. Celem było obejrzenie obrączkowego zaćmienia Słońca, które jest stosunkowo rzadkim zjawiskiem. A że pas zaćmienia przebiegał przez najpiękniejsze parki narodowe USA na zachodnim wybrzeżu, to było oczywiste, że muszę pojechać. Udało mi się namówić na wyprawę mojego serdecznego kolegę – Błażej Zalesińskiego, z którym byłem już na Islandii i Grenlandii (zawsze zimą). Wyjazd zaliczam do tych bardzo udanych. I pod względem towarzyskim i poznawczym (krajobrazowo) oraz zdjęciowym (pomimo różnych przeciwieństw losu). Poniżej krótkie podsumowanie.
- W USA spędziliśmy w sumie 13 dni nie licząc dni przylotów i odlotów.
- Naszym lotniskiem docelowym było Las Vegas, skąd bardzo blisko to najbardziej niezwykłych miejsc w stanie Utah, Nevada i Arizona.
- Przejechaliśmy jedynie 2433 mil, co nie jest zbyt dużo biorąc pod uwagę wielkość tego kawałka USA i ogólny trend Polaków odwiedzających Stany, aby ten czas spędzać w samochodzie zaliczając kolejne ciekawe miejsca. My postawiliśmy na poznawanie poszczególnych miejsc, a i tak ten czas okazał się niewystarczający na choćby ich liźnięcie.
- Przeszedłem w sumie 326 689 kroków, co daje 241,83 km często w trudnym górskim terenie. W górę i w dół, często w dużej ekspozycji, po grani. Po płaskim to jedynie 20872 kcal, ale w praktyce istotnie więcej ze względu na ukształtowanie terenu.
- W konsekwencji do kraju wróciło mnie ponad 6 kg mniej. Cła na szczęście nie musiałem płacić z tego tytułu.
- Trudno w to uwierzyć biorąc pod uwagę amerykańskie jedzenie, ale prawda jest taka, e jedliśmy niewiele i to głównie liofilizaty. Nie starczało czasu.
- Bardzo rzadko odwiedzały nas chmury, przeważnie mieliśmy bezchmurne niebo co doprowadzało nas do szału. Ogólnie było ciepło, ale temperatury wahały się od zera do 30 stopni. Korzystaliśmy i z filtru przeciwsłonecznego i z rękawiczek.
- Tylko trzy razy (nie licząc dni przelotów i dwóch dni w Las Vegas) nie byliśmy na zachodzie i wschodzie Słońca. Cały czas wstawaliśmy w nocy zasadzając się na wschód słońca. To samo z zachodem. Nie stroniliśmy też od nocnych zdjęć, które w połączeniu z koniecznością przemieszczania się samochodem po wertepach wszelakich wykańczały mnie fizycznie jako kierowcę. Ale dałem radę 😊.
- Zjadłem tyko dwa hamburgery (jeden w food tracku – pyszny, a drugi w McDonaldzie) i raz spróbowałem Tacos. I to wszystkie moje przygody z amerykańskim fast foodem.
- Zaćmienie oglądaliśmy w Valley of the Goods. Nasze planowane miejsce zaćmienia – Monument Valley – zostało zamknięte na czas zaćmienia ze względu na wierzenia Navaho.
- Nasz samochód przejeżdżał 35,4 mile na jednym galonie. Nie wiem czy to dużo, czy mało na SUVa, nie wyznaję się w amerykańskich jednostkach. Ale po amerykańskich drogach prowadzi się wyśmienicie. Chyba, że jest to pustkowie pokryte szutrem, kamieniami, bez zasięgu komórki.
- Pod względem Internetu i zasięgu telefonii komórkowej te stany to trzeci świat. Nie do porównania z Europą.
Zdjęcia wkrótce (jak się odleżą).
Leave a reply