Bryce Canyon to kolejny przystanek podczas naszej amerykańskiej podróży. Spędziliśmy tutaj dwie noce. Na wschód Słońca udaliśmy się, a jakże, na Sunset Point. Nazwy są tutaj mylące i wielu turystów się niestety na to łapie.
Sam Bryce Canyon nie jest kanionem nie przepływa bowiem przez niego rzeka. Jest to olbrzymia niecka wypełniona różnymi formami skalnymi powstałymi w wyniku erozji termicznej i chemicznej. Przez ponad 200 dni w roku w kanionie występuje duża różnica temperatur – za dnia temperatury są dodatnie, a w nocy – ujemne. Doskonale to poczuliśmy podczas naszego pobytu – spaliśmy bowiem pod namiotem na pol namiotowym w paru narodowym. To było najzimniejsze miejsce podczas naszej wyprawy. Ze względu na te duże różnice w temperaturach, w ciągu dnia skrapla się woda, która dostaje się w szczeliny skalne. Po czym w nocy zamarza. ten cykl powoduje rozpadanie się skał. Dodatkowo erozję przyspieszają też padające tutaj deszcze, które rozpuszczają wapienne skały. Erozja przebiega w tempie 60-130 cm na 100 lat.
Na amfiteatr patrzyliśmy z góry, nasze obiektywy były zatem skierowane w dół. Chmur znowu nie zaobserwowano.
Wschód słońca zakończył przybysz, którego możecie zobaczyć na ostatnim zdjęciu. Nie oznaczało to końca naszej porannej wycieczki do Bryce Canyon – ruszyliśmy w dół, ale to już całkowicie inna historia.
Zapraszam do kilku zdjęć.
Leave a reply