Grenlandia, którą odwiedziłem w lipcu przyniosła cały szereg nowych doznań i doświadczeń. Ta największa wyspa świata mnie fascynuje. Stąd odwiedziłem już ją czterokrotnie, a w planach mam kolejne wizyty. Ten wyjazd był jednak inny niż poprzednie. Tym razem przez 6 dni podziwiałem i fotografowałem góry lodowe w zatoce Disko z pokładu szybkiej łodzi motorowej. Oczywiście głównie w okresie zachodu i wschodu słońca. Co oznaczało zarwane noce. Na łodzi byłem bowiem od 22.00 do nieraz 4.00. A później człowiek jeszcze chciał na własnych nogach zobaczyć to i owo niedaleko miasteczka Ilulissat.
Byłem nieziemsko fizycznie zmęczony po tym wyjeździe. Grenlandia ma to do siebie, że wymaga poświęceń. Zarówno latem, jak i zimą. Grenlandia zimą obezwładnia zimnem i lodem. Grenlandia latem obezwładnia światłem i lodem.
Tym wpisem zaczynam fotorelację z tego wyjazdu na Grenlandię. Będzie mało słów, za to więcej zdjęć. Z każdego dnia wybiorę kilka najlepszych (moim zdaniem). A na końcu powstanie galeria z najlepszymi zdjęciami. Zapraszam zatem do śledzenia bloga i oglądania.
Dzień zerowy mojego przyjazdu musze pominąć z prostego powodu. Godzinę po wylądowaniu zaczęło padać i nad zatokę nadciągnęły ciężkie, ołowiane chmury aż grube od deszczu. Oczywiście poszedłem w kierunku lodowca z całym sprzętem fotograficznym, ale pchała mną nadzieja, że może Słońce błyśnie choćby na chwilę. Jak wiadomo, nadzieja umiera ostatnia. Tak też się stało. Nie żebym nie zrobił żadnego zdjęcia. Pisałem kiedyś, że nie ma złej pogody do fotografowania. Ale ne są to zdjęcia, które należy pokazywać.
Następnego dnia pogoda była o niebo lepsza i wybrałem się z samego rana na lodowiec Eqi, który jest położony ok. 2,5h łodzią motorowa na północ od Ilulissat. Dlaczego odwiedziłem ten właśnie lodowiec? Po pierwsze dlatego, że nie tak dawno pływałem u podnóży jego okazałych ścian kajakiem podczas Fotograficznej Wyprawy na Grenlandię 2010. A po drugie, to jest jedyny chyba cielący się do morza lodowiec stosunkowo łatwo dostępny z Ilulissat.
Eqi ma potężne ściany wznoszące się nad taflą wody na kilkadziesiąt metrów. Do tego dochodzi część pod wodą, która mierzy ok. 150 metrów. Jest szeroki na prawie 3,5km. Możecie sobie zatem wyobrazić potęgę tego lodowca. I ta wielkość robi wrażenie, szczególnie, gdy się podpłynie naprawdę blisko. Trudno oddać skalę na zdjęciach, gdyż nie ma żadnego punktu odniesienia. No chyba, że przypląta się jakaś łódka jeszcze bliżej niż Wasza :-).
Do tego co rusz od lodowca odrywają się większe i mniejsze kawałki lodu (tzw. cielenie się lodowca) co gwarantuje niezapomniane przeżycia. Jest huk, a później mniejsza albo większa fala. Ale za kilkanaście lat (może szybciej) lodowiec cofnie się na tyle, że przestanie spływać bezpośrednio do wody.
Ta wycieczka była tylko tzw. wypełniaczem czasu, gdyż na prawdziwe zdjęcia pora była zbyt wczesna. Ale i tak dobrze się bawiłem.
Leave a reply