Swego czasu, dawno temu, kiedy byłem młodszy i miałem bardzo dużo czasu, zajmowałem się astronomią. I to nie tylko siedząc przy biurku i czytając książki, czy też marząc w łóżku o karierze pilota Pirxa – przede wszystkim spoglądałem w niebo i oglądałem niezliczone ilości obiektów na niebie, od planet, po gromady gwiazd i komety, na gwiazdach zmiennych skończywszy. Corocznym wydarzeniem był oczywiście rój Perseidów – „spadających gwiazd” – który miał miejsce w lipcu i sierpniu każdych wakacji. Zaopatrzony w leżak, koc i coś ciepłego do picia, patrzyłem w niebo i liczyłem spadające gwiazdy, ich siłę, kierunek, itp. Wspaniałe zajęcie.
Teraz, kiedy praca wypełnia już co najmniej 5 dni w tygodniu, nie mam już tyle czasu, aby obserwować co roku „spadające gwiazdy” W tym roku postanowiłem jednak to zmienić – tak powstała idea imprezy „Noc pod gwiazdami”. Jako miejsce obserwacji wybrałem rogalińskie dęby – mają one bowiem tą zaletę że są stosunkowo daleko od nocnych świateł miast, a sama obecność wiekowych dębów kreuje niezwykłą atmosferę.
Oczywiście impreza miała się odbyć pod szyldem PGF-u. Postanowiłem połączyć przyjemne z przyjemnym i nie tylko obserwować, ale i fotografować „spadające gwiazdy”.
Niestety wszystko popsuła pogoda – pierwszy weekend sierpnia okazał się deszczowy aż do bólu i obserwacje nie doszły do skutku. Impreza została przesunięta na kolejny weekend, warunki obserwacji były już wtedy gorsze za sprawą wschodzącego po pełni Księżyca.
W ten weekend pogoda jednak dopisała i na niebie pełnym gwiazd chmury pojawiały się tylko od czasu do czasu. Ostatecznie, w szóstkę spotkaliśmy się na łęgach rogalińskich – więcej osób niestety nie przyjechało i mają czego żałować :-). Stawili się zatem: Agnieszka z Kubą, Kajko, Kamil oraz Ania i moja skromna osoba. Wyposażeni w grilla, stołki, koszyki z jedzeniem i sprzęt foto rozłożyliśmy się na łące i … zabraliśmy się do rozpalania grilla. Właśnie trwał zachód Słońca – nawet ładny, ale wszyscy byli tak głodni, że najpierw postanowiliśmy wypełnić nasze żołądki :-). Oczywiście wyłamałem się z tego schematu i zrobiłem pamiątkowe zdjęcie :-).
Pierwszy problemem na jaki natrafiliśmy okazał się grill, a raczej jego złożenie. Wiemy już, że nie można zbyt wiele oczekiwać od grilla z Tesco za 12 PLN. Na szczęście Kuba był przygotowany i wspólnie z Kajkiem i Kamilem udało im się grilla złożyć korzystając ze śrubek i śrubokrętów. Nie była to stabilna konstrukcja, ale uznaliśmy, że na wieczór wystarczy. Kuba, z racji tego, że nabył grilla, został przez kworum PGF w osobie Kajka i mojej zwolniony z kolejnej składki na rzecz PGF :-) (sam nie mógł głosować we własnej sprawie). Po chwili grill płonął cały w dosłownym tego słowa znaczeniu, Panowie polali go bowiem jakimś płynem zapalającym. Po ugaszeniu pożaru na grillu wylądowały pierwsze mięsiwa i kiełbasy. Syknęły puszki otwieranego piwa i korki wina. Impreza została otwarta :-).
Powoli zaczynała zapadać noc, pojawiły się pierwsze planety i gwiazdy. Łęgi i las się wyciszał, a zaprzyjaźniony z nami bocian stanął na jednej nodze na pobliskim drzewie i zapadł w sen. Z za rzeki wychynęła mordercza, jak się później okazało, mgła. Początkowo nikt jej nie spostrzegł, a ona powoli zbliżała się do naszego obozowiska. Po godzinie była już wszędzie i zaczynała się wdzierać na naszą część łąki. Zrobiło się groźnie i tajemniczo, a części z nas przypomniało się opowiadanie S. Kinga pt. „Mgła”. Fani Kinga wiedzą, że opowiadanie to nie skończyło się dobrze – czekaliśmy zatem, co też z tej mgły może wychynąć. Kajko wpadł na pomysł, aby obstawić się statywami niczym na warownym zamku (ma chłopak, jako opat, doświadczenie :-). Tak też uczyniliśmy, co, jak się później okazało (wespół z naszą odwagą), pozwoliło zapobiec horrorowi z Mgły.
W międzyczasie drogą przemknęło ciemne Punto. Atmosfera grozy narastała. Byliśmy gotowi rzucić się do ucieczki, ale jedynym kierunkiem wolnym od mgły był las, a kto wiem co się w takim lesie kryje – w końcu wszyscy widzieli „Blair Witch Project” :-).
Nie pozostało nam zatem nic innego jak oddać się miłym aspektom życia, czyli jedzeniu i piciu :-). Dziewczęta zaczęły wypatrywać pierwszych spadających gwiazdek i już po chwili zaczęliśmy szeptać pod nosem swoje życzenia :-). Ustawiliśmy nawet nasze aparaty i pobawiliśmy się trochę w robienie zdjęć. Co z tego wyjdzie? Trudno powiedzieć, wszak było bardzo ciemno :-).
Wkrótce wyszedł Księżyc, którego miękkie światło spowodowało, że otulone we mgle dęby zaczęły wyglądać jeszcze bardziej tajemniczo i groźniej. Istny raj dla oka. Trzeba tu jeszcze raz przyjechać koniecznie na mgłę, dęby i światło Księżyca!
Powoli impreza dogasała, podobnie jak dogasał grill. Robiło się zimno. Panie dały sygnał do odwrotu i czas było się zbierać.
Dziękuje tym co przybyli :-).
Leave a reply