Grenlandia – dzień drugi fotograficznego szaleństwa. Niebo było zasnute stalowoszarymi chmurami i tylko na dalekim zachodzie słońce czasami przedzierało się przez obłoki. Ale nie na tyle, aby wszystko skąpać w miękkim świetle. Było całkiem zimno – około 2 stopnie powyżej 0, ale na szczęście nie było wiatru. Choć przy przemieszczaniu się z dużymi szybkościami od góry lodowej do góry odczuwalna temperatura spadała na łeb na szyję. Więc włożyłem na siebie puchówkę, czapkę i rękawiczki. Gorąca kawa i herbata z termosów też pomagała.
Szukaliśmy co ciekawszych kadrów przemieszczając się szybko po wodach zatoki Disco. Oczywiście największe moje zainteresowanie budziły wielkie góry lodowe z łukami. Tych jest całkiem sporo, choć odległości pomiędzy nimi potrafią być całkiem duże. I nigdy nie wiesz, czy góra lodowa do której płyniesz nie okaże się nieciekawą pod względem fotograficznym bryłą lodu. A jeśli się coś ciekawego trafi, to jeszcze musi być odpowiednie otoczenie. I najlepiej światło. Grenlandia potrafi zapewnić to wszystko, choć konieczna jest cierpliwość i łut szczęścia. A jak wiemy, z tym różnie bywa.
Czas szybko płynął. Oba aparaty były cały czas w użyciu. Szukałem też wielorybów, które lubią przemykać pomiędzy górami lodowymi.
Poniżej kilka zdjęć z tego wieczoru i poranka.
Leave a reply