Przyleciałem właśnie z najdalej wysuniętego na północ miasta – Longyearbyen. Miasteczko leży w archipelagu Svalbard, a dokładniej na wyspie Spitsbergen.
Co tam robiłem? Oczywiście zdjęcia. Przez 8 dni szukałem misiów polarnych, lisów, fok, morsów i przepięknych krajobrazów. A, i światła też szukałem. A wszystko to z chybotliwego pokładu, w wietrze, deszczu i wszystkich tych arktycznych warunkach, które tak mocno uwielbiam.
Powrót do rzeczywistości jest zawsze trudny :-). Jak ogarnę Grenlandię i Chile, to wrócę z Wami na Svalbard i foto opowieści.
A sam wracam tam zimą!
Leave a reply