W tym roku na nowo odkryłem Bałtyk i jego piękno.
Za namową mojego kolegi Karola „Gerczaka” Woźniakowskiego, wybrałem się z Rodziną do Poddąbia niedaleko Ustki. Magnesem były wysokie klify, wąskie plaże i brak turystów. Do tej pory klifowe wybrzeże podziwiałem jedynie w okolicach Międzyzdrojów. Nie wiedziałem nawet, że pomiędzy Ustką a Rowami również ciągną się klify i to wysokie na 50 metrów.
Rzeczywistość przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
Klify ostro opadają do morza pozostawiając nieraz tylko kila metrów piaszczystej plaży. Są porośnięte przepięknym, starym lasem bukowo-sosnowym. Drzewa są potężne. Każdego roku walczą o życie z masą sztormowej wody i naporem silnych wiatrów. Tę walkę część drzew przegrywa – pod naporem sztormów te najbliższe granicy klifu walą się z hukiem na piaszczyste plaże. Część z nich zostaje tam na zawsze, część zabiera człowiek (szkoda). Na osuwiskach można zobaczyć… konwalie. I to zaledwie dwa metry od wód Bałtyku.
Od czasu do czasu plaże przecinają strumyki i rzeczki wpadające do morza. Leniwie płynąca woda tworzy niesamowite formy podczas zachodów słońca. Na piskach można znaleźć mnóstwo pięknych, obłych kamieni. Wiatr tworzy pośród nich najdziwniejsze linie i wzory.
Magię lasu potęguje mgła nadchodząca znad Bałtyku. Wtedy las zamiera, słychać jedynie szum przelewających się fal. Wszędzie sterczą powyginane we wszystkie kierunki nagie pnie buków.
Miejsce jest doprawdy magiczne.
Spędziliśmy w nim jedynie cztery dni długiego majowo-czerwcowego weekendu. Pojechaliśmy pomimo katastroficznych wręcz prognoz pogody (miało padać i być zimno). Meteorolodzy muszą się jednak jeszcze wiele nauczyć. Czwartek i piątek spędziliśmy na plaży korzystając z pięknego słońca. Było wietrznie, ale za parawanem całkiem miło. W sobotę zaskoczyła nas mgła, która nadciągnęła znad morza. Widoczność na plaży spadał do 100 metrów. Bałtyk wyglądał inaczej niż ten, który widziałem dotychczas. Tego dnia spacerowaliśmy na klifach po bukowym lesie otuleni mgłą. Było wspaniale. A w niedzielę, pomimo utrzymującej się mgły, ostatnie godziny pobytu spędziliśmy na plaży korzystając z przebijającego się słońca.
Turystów jak na lekarstwo, co również miało swój urok. W Rowach i Ustce, korzystając z otwarcia sezonu, zajadaliśmy pyszne, świeże ryby i frytki smażone na świeżym (bo co dopiero wlanym) oleju.
Współpraca mojej Rodziny (bardzo Wam dziękuję!) oraz powyższe warunki pozwoliły mi spędzić trochę czasu z aparatem. Próbki można zobaczyć poniżej. Więcej zdjęć jest już dostępna w Galerii.
Już wiemy, że wrócimy tam jesienią, kiedy buki staną się kolorowe.
Leave a reply