Tybet to królestwo śnieżnej pantery. Jej sfotografowanie to podobny Święty Graal fotografów przyrody. Nie wiem, nie jestem takowym, ale byłbym gotowy poświęcić kilka miesięcy na poszukiwanie tego mitycznego zwierzęcia. Takiego wyzwania podjął się Vincent Munier – znany francuski fotograf przyrody. Przez wiele miesięcy tropił to zwierze w surowym krajobrazie Tybetu. Z doskonałym skutkiem, muszę to przyznać. Jego album “Tibet mineral animal” to prawdziwy majstersztyk. Nie tylko dla fanów fotografii przyrodniczej, ale również krajobrazowej. Zdjęcie Muniera nie mają sobie równych.
Do rzeczy zatem.
Gdzie leży Tybet nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Surowa, monochromatyczna wręcz kraina u stóp Himalajów. Dach Świata rozpalający wyobraźnię wielu podróżników. Dom Dalajlamy.
Album Muniera jest podsumowaniem jego wielomiesięcznej podróży po tym zakątku globu.
Co mnie tak urzeka w albumie “Tybet”?
Po pierwsze – papier
W albumie użyto matowego papieru do prezentowania fotografii. Lubię mat, jego dotyk i ciepłą strukturę.
Po drugie – pomysł
Kluczem sukcesu dla każdego albumu jest pomysł na prezentację zdjęć. Nawet doskonałe zdjęcia wiele stracą jeżeli nie zadbamy o ich właściwą prezentację. Fascynację Muniera poznajemy w prawie “monochromatycznych” seriach zdjęć. Nie są to czarno-białe zdjęcia (choć jest też i taki blok), ale zdjęcia z dominantą danego koloru. Zaczynamy od niebieskiego, a kończymy na bieli. Zdjęcia oglądane w takich “monochromatycznych” seriach nabierają innego wymiary. Są wobec siebie komplementarne i wspaniale się je ogląda. Taka koncepcja albumu bardzo do mnie przemawia.
Po trzecie – światło
Munier wspaniale gra na zdjęciach światłem. Nie na wszystkich oczywiście, ale tam gdzie pojawi się światło, to jest to prawdziwy majstersztyk. Światło-cień jest odmieniany przez wszystkie przypadki. Nadaje zdjęciom głębi i tajemniczości. Zmusza nas do jeszcze bliższego przyjrzenia się zarejestrowanemu obrazowi. Na takich zdjęciach zatrzymuję się o wiele dłużej, może przez swoje krajobrazowe podejście w fotografii.
Po czwarte – środowisko
Na zdjęciach Muniera jest wiele zwierząt. Rzadko są to jednak mocne zbliżenia. Najczęściej zwierzęta są elementem środowiska w jakim na co dzień żyją. Oczywiście można podnosić, że takie zdjęcia łatwiej wykonać, gdyż nie wymagają one uzyskania niewielkiej odległości od zwierzęcia. A jednak, te zdjęcia super się bronią. W mojej ocenie, czasami zrobić takie zdjęcie jest o wiele trudniej – liczy się wiedza i … duży łut szczęścia. Munier potrafił to wykorzystać i bardzo przyjemnie się te zdjęcia ogląda.
Po piąte – śnieżna pantera
Zdjęcia tego kota są naprawdę wspaniałe. Szczególnie te w ruchu.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do wielkości niektórych zdjęć. Część z nich wypełnia karty albumu, część jest jednak niewielka – zajmuje ok. ⅓ wielkości danej karty. Ten zabieg jest dla mnie niezrozumiały. Te małe zdjęcia są bardzo dobre, więc nie rozumiem ich zmniejszenia. Cierpi na tym odbiór.
Album jest w sztywnej płóciennej oprawie. Liczy ok. 200 stron (niestety nie ma numeracji). Ma tylko jedną wadę – jest całkowicie w języku francuskim. Oczywiście nie przeszkadza to w oglądaniu zdjęć, ale nie do końca pozwala się cieszyć treścią. Szkoda, bo w dzisiejszych czasach, przy takim wydawnictwie język angielski to jednak standard.
Na youtubie możemy znaleźćkróti backstage z tej wyprawy:
Zdecydowanie polecam. Album można kupić na stronie wydawnictwa Muniera. Podobnie jak inne albumy Muniera. O niektórych z nich pisałem już na tej stronie.
Leave a reply